Wróć
02.03.2021

Test dużej rodziny

Jesteśmy rodziną z wielką pasją do sportu i aktywności na świeżym powietrzu, nie licząc dziadka, babci i wujków. Nasza piątka zdecydowała się na wyruszenie w drogę kamperem i sprawdzenie, czy dzieciom spodobają się podróże.

 Nasze dzieci mają trzy, pięć i sześć lat, a kolejne dziecko jest w drodze. Ponieważ mamy też psa, to pomyśleliśmy, że to może być dość trudne, żeby zobaczyć morze i góry oraz #poznawacmiejsca. Postanowiliśmy podróżować poza sezonem i przejechać tak długą trasę, jaka damy radę w ciągu miesiąca.

 Dużo podróżujemy z dziećmi, a ostatnio byliśmy z nimi w Anglii, RPA i Portugalii. Nie mieliśmy jednak pojęcia, jak potoczy się ta wyprawa. Ale przecież wszystkie inspirujące blogi podróżnicze i konta na Instagramie zachęcają, żeby opuścić swoją strefę komfortu. Początkowo myśleliśmy, że uda nam się przejechać całą drogę małym busem, bo nasze dzieci są jeszcze małe. Kiedy dowiedzieliśmy się, że Kathi spodziewa się kolejnego dziecka, musieliśmy przemyśleć możliwości spania i nasze potrzeby w samochodzie, tak aby wszyscy czuli się dobrze podczas całej podróży. Przyjrzeliśmy się ofercie Sun Living i znaleźliśmy kamper, który naszym zdaniem zaspokoiłby nasze potrzeby, a mianowicie model A 70DK.

 Kiedy odebraliśmy kamper, nasze dzieci od razu poczuły się jak w domu. Przyniosły trochę swoich zabawek i książek i zamieniły je w swoje miejsce. Dla nowym doświadczeniem było spakowanie większej liczby rzeczy niż na inne wyjazdy, ale nie mieliśmy pojęcia, dokąd dojedziemy w czasie tej podróży i jaka będzie pogoda. Mieliśmy w głowach wstępny plan, aby pojechać z Austrii przez Szwajcarię do Francji na surfing, a może nawet do Portugalii. Ale myśleliśmy też o tym, żeby pojeździć na snowboardzie gdzieś w Alpach, bo w trakcie naszego wyjazdu może zacząć się sezon narciarski.

 Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu udało nam się zmieścić sporo rzeczy w garażu kampera: 2 deski surfingowe, 4 deskorolki, wszystkie torby potrzebne do pracy w trasie (komputery, aparaty fotograficzne itp.), ubrania na deszczowe dni, dodatkowe buty i sporo organicznej żywności, którą kupiliśmy w domu - tak na wszelki wypadek. Wszystkie nasze zwykłe ubrania zmieściły się natomiast w górnym schowku z przodu pojazdu. Każde dziecko, tak jak my sami, miało swój pojemnik na ubrania, było też kilka pojemników na zabawki i książki. Znaleźliśmy też idealne miejsce dla naszego psa, po wyjęciu małego stolika w jadalni i umieszczeniu kojca między siedzeniami. Okazało się, że jest to bezpieczne i łatwo dostępne miejsce!

 No i ruszyliśmy w drogę! No, prawie. Nowicjusze, jeśli chodzi o podróże kamperem, powinni sprawdzać niektóre rzeczy dwa razy, więc zanim wyruszyliśmy musieliśmy pójść po nowe butle z gazem, napełnić zbiorniki wody, toaletę itp. i oczywiście trochę czasu minęło zanim się do tego przyzwyczailiśmy. Trochę obawialiśmy się, czy łatwo będzie z obsługą wszystkiego w innych krajach, zwłaszcza, że nie planowaliśmy jeździć na kempingi. Większość z nich była już zamknięta z powodu zakończenia sezonu, ale wiedzieliśmy, że tak będzie podczas naszej wyprawy. 

Jednak po wyruszeniu w drogę wszystko szybko się ułożyło. Korzystanie z telefonu w Europie stało się o wiele łatwiejsze dzięki niskim kosztom roamingu, a dzięki Google Maps, Google i kilku innym aplikacjom takim jak park4night czy magicseaweed (dla surferów) większość rzeczy udało nam się załatwić bez problemu!

 Podróż

 Naszym pierwszym przystankiem było Berno, gdzie odwiedziliśmy przyjaciół. Wjechanie 7-metrowym kamperem do miasta, którego nigdy nie odwiedziliśmy wydawało się trochę trudne, ale w końcu się udało. Szczególnie tylna szyba w A 70DK i otwarta przestrzeń w samochodzie bardzo ułatwiają orientację, jak duży jest kamper. W Bernie spędziliśmy jedną noc, a następnie udaliśmy się w kierunku granicy francuskiej. Postanowiliśmy nie jechać wyłącznie trasą, którą wyznaczył system Google Maps, ale zatrzymywać się zawsze wtedy, gdy natrafimy na coś co uznaliśmy za interesujące. W związku z tym tuż za Bernem zatrzymaliśmy się w galerii sztuki, aby zobaczyć jak nasz inny przyjaciel przygotowuje się do zbliżającej się wystawy.

 

Po spędzeniu dwóch kolejnych nocy w różnych miejscach we Francji po drodze nad morze, dotarliśmy do idealnego miejsca w Capbreton. Park dla kamperów z przyłączem energii elektrycznej tuż przy plaży, 28 °C w połowie października i prawdziwa cisza. Wybraliśmy to miejsce, ponieważ mamy tam przyjaciół z dziećmi, których chcieliśmy odwiedzić: Benjamin jest bardzo utalentowanym artystą, a jego żona pracuje jako projektantka w firmie z branży surfingowej. Spędziliśmy z nimi kilka dni na surfowaniu i jeździe na deskorolce, a kiedy w weekend zrobiło się tłoczno, postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę w kierunku Portugalii.

 Czas leciał, była już prawie połowa naszego wyjazdu. Dlatego pokonując dodatkowe kilometry trochę obawialiśmy się o drogę powrotną. Natomiast dzieci nie miały nic przeciwko temu i większość czasu rysowały w samochodzie. Mimo, że zabraliśmy ze sobą 2 małe ekrany do oglądania filmów DVD, do tego momentu mieli korzystali z nich zaledwie 3 razy. Nasze koszty wzrosły, ponieważ opłaty drogowe we Francji dla dużego kampervana były dość wysokie, natomiast Hiszpania i Portugalia były tańsze. 

Myśleliśmy o przejechaniu wzdłuż wybrzeża w Kraju Basków aż do Galicji, ale zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, gdy zaraz potem, jak przekroczyliśmy granicę zaczęło padać. Tak więc po długiej jeździe dotarliśmy na plażę w Ericeira. Obudzenie się przy szumie oceanu było największą nagrodą po wyczerpującej podróży. Dodatkową nagrodą była pogoda. Nadal czuło się lato z temperaturą powietrza wynoszącą 26 °C i temperaturą wody w Atlantyku w okolicach 19 °C - coś, czego się nie spodziewaliśmy, ponieważ było chłodniej, kiedy surfowaliśmy w czerwcu. Fale były idealne dla dzieci i moglibyśmy odwiedzić wiele pięknych plaż, gdyby nie droga powrotna. W związku z tym po 5 dniach zdecydowaliśmy się na ponowną zmianę miejsca.

 Po drodze był Madryt, więc zrobiliśmy kolejny przystanek. Również dlatego, że chcieliśmy zobaczyć przyjaciół z rodziną. Dobrze, że tak zrobiliśmy, bo pokazali nam miasto i madryckie zoo i miło spędzili z nami czas. Było to w weekend i do tego czasu mieliśmy tylko 1 dzień lekkiego deszczu. Pogoda jednak szybko się zmieniła i wiedzieliśmy, że powinniśmy wracać.

 Przez około dwa dni Lilo musiał zmagać z silnymi wiatrami po drodze. Droga przez pustynny krajobraz wokół Madrytu do granicy z Francją była piękna, ale temperatura na poziomie 5 °C i porywy wiatru o prędkości 80 km/h sprawiły, że całą drogę mieliśmy wrażenie, jakby było pod górkę. Gdy przekroczyliśmy granicę zapadła noc i postanowiliśmy znaleźć miejsce na nocleg. Znaleźliśmy je tuż przy plaży Leucate na pustym parkingu dla kamperów. Tej nocy nie spaliśmy zbyt długo, ponieważ wiatr przez cały czas kołysał kamperem, który wydawała naprawdę groźne dźwięki. Ale następnego dnia obudziliśmy się na pustej plaży i przygotowaliśmy śniadanie przed latarnią morską na klifie Leucate.

 Zdecydowanie było to kulminacyjnym punktem całej wycieczki!

 W Szwajcarii widać już było pierwsze ośnieżone szczyty gór i zmienił się kolor lasów. Spędziliśmy tam kolejną niesamowitą noc tuż nad jeziorem, obok malowniczej wąskiej wiejskiej drogi prowadzącej przez most. Jadąc przez lasy w pomarańczowo-czerwono-żółtych kolorach już myśleliśmy o tym, że niedługo pojedziemy pojeździć na snowboardzie. Natomiast w chwili naszego powrotu w Salzburgu było 10 cm śniegu 

 

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

 Ponieważ kamper mieliśmy oddać dopiero po weekendzie, to oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji! Pojechaliśmy Obertauern, jednego z naszych ulubionych miejsc w okolicach Salzburga. Wyciągi były jeszcze zamknięte, ale mieliśmy frajdę wchodząc pieszo na górę i zjeżdżając. Natomiast następnego dnia otwarto wyciąg na Planai (Schladming), więc zabraliśmy dzieci na snowboard. Nie byliśmy tam wcześniej z dziećmi, więc naszą wyprawę zakończyliśmy na odkrywaniu nowych miejsc blisko domu. Wspaniale było przekonać się, jak wiele jest do odkrycia i zobaczenia, gdy ma się na to czas.

 Powrót był miły, ale też w pewnym sensie smutny. Gdyby to było możliwe, spędzilibyśmy o wiele więcej czasu w podróży. Jednak to na pewno nie będzie nasza ostatnia wyprawa i już planujemy zobaczyć kolejne kraje. Jest tyle miejsc do odwiedzania i wyobrażamy sobie, że spędzimy dużo czasu w drodze. Kiedy nasze dziecko przyjdzie na świat, pewnie ustalimy, co dalej.

 Cała nasza wyprawa uświadomiła nam, jak niewiele trzeba, by być szczęśliwym, a dzieci pokazały, że nie trzeba wiele, by przyzwyczaić się do życia w kamperze!

 Rodzinę The Snowboarding możecie śledzić na ich kanałach:

 

Instagram: https://www.instagram.com/thesnowboardingfamily/

 

Faceboook: https://www.facebook.com/snowboardingfamily/

 

Web site:  http://thesnowboardingfamily.com