Wróć
17.09.2021

Kamperowa wycieczka Tima i dziadka Keesa

"Hej dziadku, zdałem!" Tim jest bardzo dumny ze swojego świeżo zdobytego prawa jazdy. Udało mu się zdać za pierwszym razem, raptem kilka tygodni przed 18 urodzinami. "To świetnie, teraz możemy pojechać razem w podróż z przyczepą. Ty prowadzisz!" Ale Timowi póki co trudno to sobie w ogóle wyobrazić... "Ja miałbym  dać radę prowadzić taki duży pojazd?".

Plany zostały powzięte. Pojedziemy podczas jesiennych ferii, Tim w pośpiechu zrobił trochę dodatkowych kilometrów samochodem ojca. Pojedziemy na kamperową wycieczką: dziadek Kees i jego wnuk Tim. Za cel obieramy Berlin, od dawna wysoko na liście wycieczkowych planów Tima. Niestety pandemia koronawirusa zmusza nas do zmiany decyzji. Tworzymy fajny plan na wycieczkę po naszym rodzimym kraju – Holandii. Spędzamy razem miły wieczór przed komputerem i na koniec nie mamy złudzeń: to będzie super tydzień!

Pierwsze spotkanie

Pewnego piątkowego popołudnia odwiedzamy nowego dilera Sun Living w Ede, naszym rodzinnym mieście. To on prezentuje nam model półzintegrowany model Sun Living S 75 SL, z którego będziemy przez tydzień korzystać. Żeby Tim mógł się poczuć nieco bardziej komfortowo, zajeżdżam kamperem w spokojną okolicę bez dużego ruchu. Ale wtedy już naprawdę przychodzi czas na niego – pora, żeby sam usiadł za kierownicą. „Sporo tu przycisków...” to jego pierwsza reakcja. Wykonując pierwszy zakręt, orientuje się, że ten kamper jest znacznie szerszy niż Tesla jego taty. Na szczęście nie najeżdża tylnymi kołami na krawężnik. “Następnym razem skręć nieco później, Tim. Kamper jest dłuższy niż pojazdy, do których jesteś przyzwyczajony”. Kolejną przeszkodę stanowi mała droga dojazdowa z pracującą tuż obok kosiarką. „Spójrz, Tim, jeśli tylko będziesz jechać ostrożnie, to łatwo ją ominiesz”. I faktycznie, udaje mu się to bez problemu.  

„To ciekawie – stwierdza Tim – że kiedy jedzie się spokojnie, to prawie nie czuć, że kamper jest taki szeroki”. Podczas kolejnej jazdy na autostradzie mogę z dumą stwierdzić, że mój wnuk jest bardzo dobrym kierowcą. “Dziadku, czy do kampera da się zamontować fotel masujący? W sumie to jazda jest tak relaksująca, że taki fotel pasowałby idealnie. Właściwie tego kampera prowadzi się wygodniej niż Teslę taty. Ale nie mów mu tego, bo nigdy więcej mi jej nie pożyczy”. Po jeździe testowej wracamy do domu, żeby zapakować rzeczy do kampera. Już czuję, że mamy przed sobą bardzo miły tydzień i nie mogę się doczekać. Jeśli chodzi o jazdę, to wszystko jest pod kontrolą, ale tak poza tym – nie mam pojęcia, czego możemy się spodziewać... 

Tor saneczkowy i jazda rowerami po jaskini

Naszym pierwszym celem jest Valkenburg, Tim rusza w drogę bez ociągania się. Tak już zresztą będzie przez cały tydzień. Przybywamy na kemping Den Driesch, gdzie Tim pozostawia mi zaparkowanie naszego kampera. Układ wnętrza pojazdu jest dla nas idealny: dwa pojedyncze łóżka z tyłu i duże składane łóżko nad kącikiem do jedzenia. Ponieważ drzwi do WC mogą odgrodzić sypialnię z tyłu od salonu z przodu, Tim wybiera składane łóżko. „Bo jeszcze będziesz chrapać i co wtedy…”. Od rana mamy szczęście: po przyjemnym śniadaniu możemy napić się kawy w słońcu z widokiem na tor saneczkowy.

Po krótkim spacerze wjeżdżamy kolejką linową na górę i zjeżdżamy na dół bobslejem. Niestety czasami trafia się na kogoś, kto jedzie przed tobą, ale nie ma tyle ikry, żeby jechać tak szybko, jak ty. Po kilku zjazdach mamy dość i zaczynamy czuć głód. Całe szczęście, że nasz kamper jest wyposażony w przyzwoitą kuchnię, bo ze względu na pandemię wszystkie restauracje są zamknięte. Babcia zapakowała nam wszystko, czego trzeba, tak żebyśmy mogli spałaszować teraz po smakowitym burgerze. 

Następna przygoda czeka nas o 16.00 w... ASP Adventure. Będziemy jeździć rowerami po jaskini! Pokonujemy w dół 163 schody i spotykamy się z naszym przewodnikiem Borisem. Boris wyjaśnia nam podstawowe kwestie i udziela kilku porad dotyczących bezpieczeństwa; następnie otrzymujemy od niego specjalnie przygotowane rowery górskie oraz kaski. Podczas jazdy Boris robi kilka przystanków, żeby opowiedzieć nam trochę o jaskiniach. W ten sposób dowiadujemy się, o tym jak miliony lat temu, kiedy Holandia była jeszcze pod wodą, powstały tu pagórki. 150 lat temu mieszkańcy tego regionu, czyli Limburga, odkryli, że skała pochodząca z tych jaskiń świetnie nadaje się do budowy domów. Podczas jej wydobywania, w pagórkach wykuto ogromne przejścia – a teraz można sobie tu zafundować ekscytującą jazdę rowerem! Zygzakujemy jaskiniami przez sześć kilometrów, co jakiś czas obowiązkowo zniżając głowę. „Sufit” jest w pewnych punktach dość nisko – także jesteśmy bardzo zadowoleni z posiadania odpowiednich kasków. 

Wieczorem relaksujemy się w kamperze. Tim rozsiada się w jednym z foteli w kabinie. “Wiesz dziadku, taki kamper to naprawdę fajna rzecz”. Ciągle nic tylko przegląda wszystkie szafki, schowki i szuflady, bo ciągle gubi jakieś rzeczy: Telefon, zatyczki do uszu, okulary przeciwsłoneczne … śmiejemy się z tego bez końca.

Nostalgia i degustacja piwa

Następnego ranka Tim ponownie zasiada za kierownicą. Dziś pojedziemy do Tilburga. Nadkładamy drogi, żeby zahaczyć o Eindhoven, gdzie zamierzamy zwiedzić muzeum firmy DAF. To właśnie tutaj rozpoczęła się historia najbardziej znanego holenderskiego producenta samochodów. W starym warsztacie braci Van Doorne poznasz początki firmy, którą założono w 1928. Produkcja naczep rozpoczęła się tutaj w 1932. Dziś DAF jest jedną z największych europejskich marek produkujących samochody ciężarowe. Na dziale pojazdów wojskowych Tim może doświadczyć mojego podekscytowania na widok YP 408 – maszyny, w której spędziłem większość mojej służby w wojsku, ponad 50 lat temu. Na pierwszym piętrze znajdują się samochody osobowe. Tutaj przypomina mi się moja matka. W dawnych czasach woziła nas daffodilem po całej naszej wyspie w Holandii Południowej i to bez prawa jazdy! Tim jest oczarowany tym nostalgicznym klimatem. Najbardziej podobają mu się ciężarówki rajdowe. Najbardziej zaimponowała mu maszyny, którymi Jan de Rooy jeździł w rajdach Paryż–Dakar. 

Po kilku pełnych wrażeń godzinach wracamy do kampera, żeby kontynuować drogę na kemping w Tilburgu. To będzie idealna baza wypadowa do zwiedzania miasta, ponieważ kemping znajduje się w samym centrum. 

Szkoda, że bary i ogródki piwne są pozamykane. Niestety miasto nie tętni życiem tak, jak by mogło. Ale my wykazujemy się kreatywnością: kupujemy w Stadsbrouwerij 013 (lokalny miejski browar) zestaw na „męski wieczór”. Dziś wieczorem gra Liga Mistrzów, a my urządzimy sobie degustacje piw w naszym kamperze. Tim już dawno temu nauczył się, że jeśli chodzi o gotowanie, to nie powinien oczekiwać od swojego dziadka zbyt wiele, więc bierze to zadanie swoje barki. Zresztą dziś wieczorem to łatwizna, wystarczy odgrzać ryż „nasi” przygotowany przez babcię i ugotować do niego kilka jajek. Zajadamy rozkoszną kolację, a następnie Tim odkrywa nieco rozczarowujący punkt naszego kampera, czyli... brak zmywarki. Razem podejmujemy się tego trudu, Tim okazuje się prawdziwym „mistrzem talerzy”, to pewnie dlatego, że pracuje obecnie w na kuchni w miejskiej kawiarni w naszym Ede.

Wędrówka po futurystycznym labiryncie

Śpi nam się w naszym kamperze bardzo dobrze. Rano zaskakuję Tima gotowanym jajkiem na śniadanie – niech żyje elektryczna maszynka do gotowania jajek! Nawet ja potrafię się nią posłużyć. Idziemy spacerem do Doloris, futurystycznego labiryntu w budynku, w którym dawniej mieścił się urząd pocztowy w Tilburgu. Ja jestem tu już po raz drugi, za to Tim jest wszystkiego bardzo ciekaw. Doloris to projekt stworzony przez 40 artystów, do środka wchodzi się z zawiązanymi oczami. Przy wejściu należy zostawić telefon i zegarek. Następnie rozpoczyna się podróż. Za każdym drzwiami czeka na nowa niespodzianka. Trudno właściwie opisać, co sprawia, że ten labirynt jest taki interesujący, naprawdę trzeba tego doświadczyć osobiście. Raz stoisz w ciemności przed zjeżdżalnią, a za chwilę wchodzisz do przedpokoju i co chwilę musisz otwierać kolejne drzwi, a za każdym z nich czeka nowa niespodzianka. Trzeba się wspinać, czołgać, pomieszczenia są małe, czasem trafiasz na żelazne schody, czasami poruszasz się w ciemności. Musisz czuć. Doświadczać. I się nie lękać.

Na koniec jesteśmy z Timem zgodni: to była zdecydowanie najfajniejsza aktywność tego tygodnia! Po powrocie kolej na kolację. Żeby się do czegoś przydać kroję warzywa, a potem Tim-szef kuchni serwuje pyszne spaghetti. 

Samochód. Kolejka linowa. Bobslej. No to dziś pora na pływanie łódką!

Mamy przed sobą ostatni dzień. Naszym celem jest Rotterdam, miasto portowe. Parkujemy kamper w parku Alblasserdam i płyniemy autobusem wodnym do Rotterdamu. Zostawiając za sobą kilwater z białej piany, suniemy w kierunku Erasmusbridge, gdzie zamieniamy autobus wodny na wycieczkę Spido, która odkryje przed nami imponujący rotterdamski port. Liczne doki i stojące w nich ogromne kontenerowce naprawdę robią wrażenie. 

Kiedy szykujemy się do powrotu do domu, Tim tylko wzdycha… To był niesamowity tydzień. Ale kiedy przekręca kluczyk w stacyjce kampera, od razu zaczyna snuć nowe plany. “Dziadku, może za rok przejechalibyśmy się do Berlina?” Nie mogę się doczekać!

Nasz towarzysz podróży

Sun Living S 75 SL (z silnikiem Fiata o mocy 140 KM i automatyczną skrzynią biegów) został nam udostępniony przez Adrię Benelux. S 75 SL to dobrze wyposażony kamper z dwoma pojedynczymi łóżkami z tyłu, składanym łóżkiem umiejscowionym nad kącikiem do jedzenia oraz oddzielnym prysznicem i WC. Kącik do jedzenia oraz kuchnia są bardzo przyjazne w użyciu i oferują wystarczającą ilość miejsca do poruszania się i pracy. Drzwi między strefą dzienną i tyłem przeznaczonym do spania są bardzo praktyczne. W ten sposób można stworzyć dwie sypialnie. Pomimo długości 7,42 metra kamper naprawdę dobrze się prowadzi. Tim, choć jest początkującym kierowcą, nie miał żadnych problemów z jazdą.

Specjalne podziękowania dla Tima i Dziadka Keesa, a także dla Topcamper Magazine.